Gry RPG na PC można spojrzeć jak na gamingową rodzinę królewską. To znaczy niby wszyscy wiemy, że monarchia to przeżytek, ale i tak podziwiamy jej przepych i historię. Gry RPG, wywodzące się z tradycji papierowych systemów w stylu Dungeons & Dragons, przeszły prawdziwą ewolucję, zanim stały się cyfrowymi kolosami, jakimi są dziś. I nie ma co się oszukiwać – to właśnie komputery osobiste są ich najbardziej naturalnym środowiskiem.
Na komputerach osobistych RPG-i mogą rozwinąć skrzydła, korzystając z mocy obliczeniowej, której konsole długo nie mogły zaoferować. Setki postaci niezależnych, ogromne światy, złożone systemy umiejętności, tysiące linii dialogowych – wszystko to wymaga sporo mocy, a PC-ty zawsze były o krok przed konsolami.
Od klasyków typu „Baldur’s Gate”, „Fallout” czy „Planescape: Torment”, przez „The Elder Scrolls”, „Mass Effect” i „Wiedźmina 3”, aż po nowsze tytuły, jak „Cyberpunk 2077”, „Baldur’s Gate 3” czy „Starfield” – pecetowe RPG-i nieustannie przesuwają granice tego, czym może być wirtualna przygoda. I nie chodzi tylko o lepszą grafikę – to również złożoność świata, głębia fabuły i swoboda wyboru.
Co ciekawe, podczas gdy inne gatunki mają swoje wzloty i upadki, RPG-i wciąż trzymają się mocno. Dlaczego? Może dlatego, że zaspokajają naszą pierwotną potrzebę bycia kimś innym, przeżywania niesamowitych przygód i podejmowania decyzji, które naprawdę mają znaczenie. A może dlatego, że twórcy RPG-ów tak rzadko próbują nas wciskać w sztywne ramy – zwykle dają nam tyle swobody, ile tylko można upchnąć na dysku.
Jeśli ktoś myśli, że RPG to po prostu chodzenie i gadanie z NPC-ami, to chyba mylimy gatunki. Walka to jeden z fundamentów RPG, ale co ciekawe, może przybierać tak różne formy, że czasem trudno uwierzyć, iż mówimy o tym samym gatunku.
Action RPG to chyba najpopularniejszy obecnie podgatunek. Seria „Wiedźmin”, „Elden Ring” czy nawet „Cyberpunk 2077” stawiają na dynamiczną walkę w czasie rzeczywistym, gdzie refleks i zręczność są równie ważne jak statystyki postaci. Tutaj nie ma czasu na zastanawianie się – albo unikniesz ciosu, albo będziesz zbierać szczątki swojej postaci z podłogi. Te gry często przyciągają graczy, którzy niekoniecznie są fanami tradycyjnych RPG-ów, ale szukają czegoś więcej niż czystej nawalanki.
Na drugim biegunie mamy turowe systemy walki. Gry takie jak „Baldur’s Gate 3”, „Divinity: Original Sin 2” czy klasyczne „Fallout 1” i „2” pozwalają na spokojne planowanie każdego ruchu. Tutaj nie liczy się zręczność, a strategiczne myślenie i umiejętność wykorzystania słabości przeciwników. Dla niektórych to kwintesencja RPG, dla innych – nużąca zabawa w przestawianie pionków.
Hack’n’slash RPG, jak seria „Diablo” czy „Path of Exile”, to z kolei istny festiwal wybijania potworów na ekranie. Klikasz, zabijasz, zbierasz łupy, ulepszasz postać, powtarzasz. To uzależniające jak jedzenie chipsów – niby proste, ale trudno przestać.
A co z hybrydami? „Dragon Age: Origins” mieszał elementy taktycznej walki z akcją w czasie rzeczywistym. „Mass Effect” to w zasadzie strzelanka z elementami RPG. „Kingdom Come: Deliverance 1” i „2” próbował stworzyć ultrarealistyczny system walki średniowiecznej.
To właśnie szczegóły systemu walki często decydują, czy dana gra RPG przypadnie nam do gustu. Jeśli jesteś fanem szybkiej akcji, turowe potyczki w stylu „XCOM” mogą wydać Ci się nużące. Z kolei jeśli lubisz planować każdy ruch, chaotyczny hack’n’slash może przyprawić Cię o ból głowy. Ale to właśnie piękno PC jako platformy – mamy tu tyle różnych RPG-ów, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Pamiętasz czasy, gdy RPG-i były liniowe? Szliśmy z punktu A do punktu B, ewentualnie z małymi odbiciami na boki, żeby zdobyć lepszy miecz czy wykonać poboczne zadanie. Dziś? Większość topowych RPG-ów to gry z otwartym światem, gdzie możemy iść, gdzie nam się żywnie podoba, a główny wątek jest tylko jedną z wielu dostępnych ścieżek.
„The Elder Scrolls V: Skyrim” to chyba najlepszy przykład gry, która pokazała moc otwartego świata w RPG. Możesz spędzić setki godzin, eksploruając każdy zakamarek krainy, nie dotykając nawet głównej fabuły. „Wiedźmin 3” poszedł podobną ścieżką, dodając do tego wciągające poboczne historie, które często były ciekawsze niż główny wątek. A „Elden Ring” udowodnił, że otwarty świat może być także brutalnie trudny i tajemniczy.
Ale czy to zawsze dobry kierunek? Nie da się ukryć, że w wielu grach z otwartym światem pojawia się problem „rozwodnienia” zawartości. Zamiast kilkunastu dopracowanych questów dostajemy setki generycznych zadań w stylu „przynieś, podaj, pozamiataj”. Mapę zapełniają ikonki zadań pobocznych, zbieractwa i innych aktywności, które często sprowadzają się do powtarzalnych czynności.
Z drugiej strony liniowe RPG też mają swoje problemy. Takie „Final Fantasy XIII” było powszechnie krytykowane za to, że przez 20 pierwszych godzin gracz w zasadzie biegł korytarzem bez możliwości zboczenia z trasy. „Mass Effect 2” natomiast, choć świetny pod wieloma względami, oferował dość ograniczone obszary eksploracji.
Ciekawe podejście prezentują gry takie jak „Dragon Age: Inquisition” czy nowszy „Dragon Age: Dreadwolf”, które dzielą świat na większe, półotwarte lokacje. Nie jest to jeden ogromny świat, ale też nie liniowy korytarz. To coś pomiędzy – obszary wystarczająco duże, by dać poczucie swobody, ale nie tak ogromne, by się w nich zgubić.
Prawdopodobnie przyszłość RPG-ów to nie tyle kwestia „otwarty świat czy nie”, ale raczej sensowne wypełnienie go zawartością. Bo co z tego, że mapa jest wielka jak województwo małopolskie, jeśli wszędzie robimy to samo? „Disco Elysium” pokazało, że nawet stosunkowo mały obszar może oferować niesamowitą głębię rozgrywki, jeśli jest przemyślany.
Jedna rzecz jest pewna – na PC mamy luksus wyboru. Od kameralnych, mocno skupionych na historii RPG-ów, przez półotwarte światy, aż po gigantyczne piaskownice, w których możemy się zgubić na setki godzin. Wszystko zależy od tego, na co akurat mamy ochotę... i ile miejsca mamy na dysku.
Sprawdź wszystkie gry RPG na PC dostępne w ofercie sklepu x-kom