Na rynku kierownic do wirtualnej jazdy możesz przebierać jak w katalogu mody – od plastikowych zabawek dla niedzielnych rajdowców, po sprzęty, które są warte więcej, niż pierwszy samochód odziedziczony po dziadku. Thrustmaster trzyma się gdzieś pośrodku i robi to zaskakująco dobrze. To nie jest marka, która ma ambicje zawładnąć światem profesjonalnych symulatorów F1, ale jeśli szukasz czegoś, co nie wyzionie ducha po pierwszym ostrzejszym zakręcie – naprawdę warto się zatrzymać.
Największa przewaga? Force feedback. W Thrustmasterze, nawet w podstawowych modelach, czuć, kiedy wjeżdżasz na trudne podłoże, kiedy auto wpada w poślizg i kiedy po prostu przeginasz z prędkością. To nie jest przypadek – producent stawia na napędy pasowe albo mieszane (nie same plastiki i zębatki), co daje większą precyzję i ciszę podczas jazdy. Oczywiście – flagowce z direct drive to już zupełnie inna liga (i budżet), ale nawet seria T300 czy TX potrafi zaskoczyć realizmem, zwłaszcza jeśli Twoje doświadczenia z kierownicami ograniczają się do tanich, randomowych modeli.
Druga sprawa – modularność. Możesz zacząć skromnie, na zestawie z klasyczną kierownicą i dwoma pedałami, a potem dołożyć sobie „fajerę” od Ferrari, shifter czy nawet rozbudowane pedały z hamulcem load cell. Chcesz zmienić samą obręcz? Zmieniasz. Potrzebujesz dedykowanego drążka do rajdów? Nie ma problemu. To sprzęt dla tych, którzy lubią grzebać i składać zestaw po swojemu, a nie siedzieć z jednym plastikiem do końca życia.
Trzecia rzecz, o której, swoją drogą, rzadko się mówi: wytrzymałość. Thrustmastery zbierają baty na YouTube od graczy, którzy „testują” je w stylu „ile wytrzyma do pierwszego spalenia silnika” – i wychodzą z tego z twarzą. Sensor magnetyczny (technologia H.E.A.R.T.) oznacza brak typowego wycierania się potencjometrów, więc nawet po miesiącach katowania w Forzie czy Assetto Corsa kierownica nie zaczyna żyć własnym życiem.
No i wreszcie kompatybilność. Większość modeli działa na PC, PlayStation i Xboksach (sprawdź wersję przed zakupem, bo nie każdy model działa wszędzie naraz). Montaż? Bez problemu zamocujesz zestaw do biurka bez instrukcji, a na rynku znajdziesz też mnóstwo mocowań i stojaków dedykowanych pod Thrustmastera.
Wybór kierownicy Thrustmaster to trochę jak wybieranie auta na giełdzie – każdy model kusi czymś innym, a sprzedawca zawsze będzie Cię zapewniać, że „ta konkretna wersja wystarczy do wszystkiego”. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. Jeśli nie chcesz utopić budżetu w sprzęcie, którego możliwości nigdy nie wykorzystasz, albo – odwrotnie – nie lubisz po tygodniu czuć niedosytu, warto poświęcić chwilę na rozeznanie.
Rzecz podstawowa to napęd. W tańszych modelach Thrustmastera (np. T128) znajdziesz force feedback oparty na mechanizmie mieszanym (koła zębate plus pasek), w wyższych seriach (T300, TX) przechodzimy już na bardziej płynny napęd pasowy. Co to znaczy w praktyce? Im wyżej w hierarchii, tym lepsze czucie drogi, mniej hałasu i większy realizm na zakrętach. A jeśli chcesz już zupełnie poważnie bawić się w symulator – jest seria direct drive (np. T818), gdzie feedback potrafi wytrząsnąć kawę z biurka.
Pamiętaj, że kompatybilność rzecz święta. Nie każdy Thrustmaster zadziała na każdej platformie. Część modeli jest dedykowana pod PlayStation, część pod Xboxa, niemal wszystkie ogarniają PC, ale zawsze sprawdź konkretną wersję, zanim zamówisz. Kupić „okazyjnie” kierownicę na niewłaściwą konsolę to jak wygrać w totka – tyle że bez nagrody.
Jeśli chodzi o akcesoria i rozbudowę tu Thrustmaster naprawdę punktuje. Każdy zestaw możesz rozwinąć: zmienić obręcz (na rajdową, F1 albo klasyczną), dokupić shifter, load cell do pedałów czy nawet hamulec ręczny. Fajnie? Bardzo, zwłaszcza że spora część tych akcesoriów jest kompatybilna wstecz i możesz je przełożyć do wyższego modelu, gdy złapiesz simracingowego bakcyla.
Ważne są też detale: liczba przycisków (do ustawiania balansu, mapy silnika i wszystkich tych opcji, z których korzystasz tylko na YouTube), jakość pedałów (podstawowe bywają plastikowe, wyższe modele mają metal, regulację oporu i dodatkowe stopery), wygoda montażu (sprawdź, czy zmieścisz kierownicę na swoim biurku, zanim zrobisz rewolucję w salonie).
To, co w teorii wygląda jak kolejny gadżet do grania, w praktyce szybko pokazuje, że „kierownica jak kierownica” to mit dla niewtajemniczonych. Nawet pierwszy lepszy model Thrustmastera (nawet ten tańszy) po podłączeniu do symulatora uczy, czym różni się jazda na padzie od jazdy „na poważnie”. Nagle każda tarka na torze, poślizg czy nawet źle ustawiony balans auta nie są już teorią z YouTube’a, tylko realnym wyzwaniem – bo czuć to wszystko w dłoniach.
Emocje? Już pierwsze wyścigi na multiplayerze dają niezłego kopa. Kiedy czujesz, jak kierownica wyrywa się przy każdym ostrym hamowaniu, a po nieudanym drifcie Twój kubek z kawą ląduje na podłodze, zaczynasz traktować każdą sesję poważniej niż niejeden start w rzeczywistej lidze. Do tego dochodzi frajda z „mechanicznego” montażu – zestaw przykręcasz do biurka w trzy minuty, nie potrzebujesz specjalnego stelaża (choć jeśli wkręcisz się mocniej, pewnie po kilku tygodniach zaczynasz się rozglądać za czymś solidniejszym pod nogi).
W codziennym użytkowaniu docenisz nie tylko realizm, ale i prostotę obsługi. Kierownice Thrustmaster są na tyle uniwersalne, że ogarniesz je nawet bez czytania instrukcji – wszystko działa intuicyjnie, a kalibracja w grach to zwykle kilka kliknięć. Jeśli masz w domu kilku graczy, docenisz możliwość szybkiej zmiany ustawień, podpięcia innych akcesoriów albo po prostu zdjęcia całości z biurka i powrotu do „normalnego życia” po wyścigu.
I najważniejsze: to nie jest sprzęt dla zawodowców z licencją FIA, tylko dla każdego, kto chce wyciągnąć z gier wyścigowych trochę więcej niż zwykłe kręcenie gałką na padzie. Thrustmaster pozwala poczuć emocje jazdy – czy celujesz w podium w Assetto, uczysz się driftingu w CarX, czy po prostu bawisz się z dzieckiem w wyścigi po wirtualnym Monaco. Efekt „wow” gwarantowany już od pierwszego okrążenia – a potem zostaje tylko jedno: coraz trudniej wrócić do starego pada.
Poznaj ofertę kierownic Thrustmaster w x-komie